Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12
|
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
Archiwum styczeń 2009
Nowy Jork budził się do życia podczas gdy ja lądowałem. Samolot startował z Polski za kwadrans szósta, czyli na wschodnim wybrzeżu było blisko pierwszej, teraz jest pięć po szóstej. Odprawa przebiegła sprawnie, ale nie spodziewałem się zajechać na miejsce szybciej niż o ósmej, a zmierzałem do kamienicy w której mieszka mój kumpel, Danny Messer, kryminolog; o ósmej będzie już zapewne w pracy.
Mimo wszystko pojechałem taksówką pod adres otrzymany od Danny'ego i równo o ósmej stanąłem przed trzypiętrowym budynkiem. Zapłaciłem za przejazd i po odjeździe taksówki ruszyłem na drugie piętro, gdzie mieściło się mieszkanie kolegi. Na tym piętrze było troje drzwi: jedne, po lewej, były brudne i farba się już łuszczyła, na tych po prawej widniało inne nazwisko, toteż drzwi środkowe były Messera. Zapukałem i czekałem na otwarcie drzwi, lecz wiedziałem, że Danny może być w pracy. Zapukałem
jeszcze raz a gdy nic się nie wydarzyło, uderzyłem pięścią aż echo poszło.
Wtedy to otworzyły się drzwi i stanęła w nich ładna dziewczyna mojego wzrostu. Miała czarne włosy opadające na ramiona, niebieskie oczy i szczupłą sylwetkę, którą mogłem podziwiać przez dżinsy i T-shirt. Patrzyliśmy na siebie, w końcu to ona przerwała milczenie.
- Danny'ego nie ma, jest w pracy – oznajmiła nie spuszczając ze mnie wzroku. - Może wejdziesz?
Biorąc pod uwagę to, że jestem nieśmiały, sam zaskoczyłem się przystając na tę propozycję. Wziąłem torbę i wszedłem do środka.
- Nazywam się Ashley Davis – powiedziała zamykając drzwi. - A ty?
- Dominik House – odpowiedziałem.
- Jesteś z Polski?
- No tak, a skąd wiesz?
- Na Brooklynie mieszka sporo polaków i słyszę jak mówią po angielsku. Chyba nie wiesz wiele o naszej dzielnicy - dodała z uśmiechem dostrzegając moją zdziwioną minę.
- Wiesz może o której będzie Danny?
- Dopiero po południu. Ale nie martw się, możesz tutaj zaczekać.
Zadzwonił telefon i Ashley poszła odebrać, a ja usiadłem na jej łóżku. Wróciła po chwili z uśmiechem na twarzy.
- Jeżeli chcesz to mogę cię zabrać na małą wycieczkę po Brooklynie - powiedziała. - I zabiorę cię w pewne miejsce, gdzie muszę koniecznie iść.
Nie wiedziałem czy mogę jej zaufać, ale jakie miałem inne wyjście? Zgodziłem się. Poszła do łazienki się przygotować do wyjścia a zegar wskazywał za dwadzieścia dziewiąta. Pięć minut później szliśmy ulicą.
- Jak już będziemy na miejscu, weźmiesz mnie za rękę, ok? - poprosiła.
- Dobra, ale czemu?
- Zobaczysz.
Po kilku minutach dochodziliśmy do szkoły i dopiero sobie przypomniałem, że dzisiaj kończy się rok szkolny. Domyśliłem się, że Ashley nie chce żeby zaczepiali ją chłopacy i chciała żebym zapewnił jej ochronę. Trochę mnie dziwiło, że taka dziewczyna nie ma chłopaka, ale nic nie powiedziałem i chwyciłem dłoń Ashley w swoją dłoń i weszliśmy do szkoły. W środku było trochę osób, ale większość już wchodziła do klas. Kilka osób, głównie chłopaków, zwróciło na nas uwagę, ale Ashley szła do przodu i weszła do jednej z klas w której siedziało około 20 osób a za biurkiem siedział 31-letni wychowawca.
- Trochę się pani spóźniła, panno Davis - powiedział.
- Wiem, trochę zaspałam - odpowiedziała, co nie było jednak zgodne z prawdą.
Poprowadziła mnie do pierwszej ławki i usiadłem przy oknie, Ashley obok mnie. Kątem oka dostrzegałem, że wszyscy patrzą na nas, ale nie odezwał się nikt. Rozpoczęło się rozdawanie świadectw i gdy Ashley otrzymała swoje, rozległ się huk wystrzału, który był w klasie słabo słyszalny; strzał musiał nastąpić dosyć daleko. Wszyscy w klasie wymienili przerażone spojrzenia, ale ja wybiegłem z klasy aby zobaczyć co się stało.